Klacz warta fortunę zginęła w strasznych okolicznościach. Pijany stajenny winę zrzuca na… konia

0
1

Wszystko wydarzyło się 12 października. Roland P. najpewniej pod wpływem alkoholu, gdy usiadł za kierownicą wózka widłowego. Chciał przerzucić siano do boksów, w których były konie. Jednak wózek widłowy może być używany tylko do przewożenia dużych beli. Absolutnie nie służy za zwykły podajnik nieporcjowanego w duże partie siana. Podczas operowania podnośnikiem widły spadły z urządzenia.

Koń w panice nadział się na widły

— Do tej tragedii doszło ok. godz. 16.00. Wózkiem widłowym podjechał do boksu, w którym stała klacz. Narzucił na widły tego wózka luźnego siana (nawet nie było ono w snopkach). Gdy podjechał do boksu, widły z wózka wpadły do środka. Koń dostał ataku paniki — mówi w rozmowie z “Faktem” prokurator Barbara Wilmowicz z Prokuratury Rejonowej w Tarnowskich Górach, która prowadzi śledztwo. — Zamiast wypuścić zwierzę na zewnątrz, stajenny sam wszedł do tego boksu, zamknął drzwi i próbował te ciężkie, metalowe widły wytargać na zewnątrz. Koń w akcie paniki nadział się na te widły.

Z naszych ustaleń wynika, że zwierzę kilka razy nadziało się na ostrza, najpierw brzuchem, potem łopatką a na końcu zadem. Sprowadzono weterynarza, który próbował wszystkiego, by ratować zwierzę. Najpierw podawano mu środki przeciwbólowe, a następnie w wyniku obrażeń została podjęta decyzja o uśpieniu klaczy. — Koń umierał w męczarniach kilka godzin — dodała prokurator Wilmowicz.

Stajenny uciekł. Gdy go zatrzymano był kompletnie pijany

Widząc, jaką okrutną krzywdę wyrządził zwierzęciu, stajenny uciekł z ośrodka. Rolanda P. policja namierzyła ok. g. 20.00. Był kompletnie pijany. — Miał wtedy trzy promile alkoholu w sobie — dodaje prokurator.

Śledczy wystąpili o badania krwi. Przypuszczają, że mężczyzna mógł już być pijany, gdy wykonywał prace w ośrodku. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że świadkowie tej tragedii wyczuli u stajennego alkohol.

— Mężczyzna usłyszał zarzut znęcania się nad zwierzęciem. Zastosowano wobec niego dozór, ma też zakaz przebywania w stajni w Ptakowicach i kontaktowania się z pracownikami ośrodka — dodaje prokurator Wilmowicz. — Jego działanie było nieodpowiedzialne i pozbawione jakichkolwiek zasad ostrożności. W tym ośrodku pracował od roku.

Klacz była warta fortunę

10-letnia klacz, którą trzeba było uśpić, posiadała rodowód. — Właściciel wycenili ją na 250 tys. euro. To była klacz, która brała udział w zawodach — dodaje prokurator Wilmowicz.

Właściciele ośrodka wydali oświadczenie, wyrazili głęboki żal i zapowiedzieli współpracę z policją. — Nie uciekamy od odpowiedzialności. Jesteśmy w stałym kontakcie z właścicielami konia oraz współpracujemy z policją, by dokładnie wyjaśnić okoliczności tego zdarzenia — napisano w komunikacie na portalu społecznościowym.

Sprawca winą obarcza… konia

Sprawca tej tragedii został już przesłuchany. Oczywiście nie zaprzecza temu co się stało, ale; — Uważa, że nie zrobił krzywdy zwierzęciu. Nie przyznaje się, aby jego działanie doprowadziło do tragedii — dodaje prokurator Barbara Wilmowicz. — Winy w sobie nie widzi żadnej, zrzucił ją na… konia.

Za spowodowanie śmierci zwierzęcia grozi mu tylko do trzech lat więzienia.

Tragedia w ośrodku jeździeckim na Śląsku. Operator wózka widłowego wjechał w konia

Staranował auto z trójką dzieci. Zginęły. Tak zachowywał się po zatrzymaniu

/3

Dawid Markysz/Edytor, 123RF, Street View / google maps

Prokurator Barbara Wilmowicz mówi o szczegółach śmierci klaczy w ośrodku jeździeckim w Ptakowicach.

/3

Street View / google maps

Na terenie tego ośrodka pracował Roland P.

Disclaimer : This story is auto aggregated by a computer programme and has not been created or edited by DOWNTHENEWS. Publisher: fakt.pl